Piątek, piąteczek, piątunio.. Nie. Z tego piątku się nie cieszę. Oznacza on bowiem, że pierwszy tydzień ferii dobiega końca. Mimo, że siedzę przy książkach i nie mogę już na nie patrzeć, wiem, że z prezentacją z polskiego jestem w tyle.. Cóż zrobić? :(
Teraz przyjemniejsza część - kolejna opinia i test produktu. Dzisiaj zapoznam was z błyszczykiem z Inglota. Nie kupiłam go, a dostałam, za co jeszcze raz bardzo dziękuję :) .
Przejdźmy do rzeczy:
Produkt prezentuje się tak...
Błyszczyk o numerze 105.
Plusy i minusy?
Plusy:
- Dostępność - chyba w większości miast można dorwać inglota
- Piękny zapach - jak guma balonowa albo ciasto z dodatkiem wanilii
- Pozostawia na ustach idealną taflę (niestety, możliwości mojego aparatu nie pozwoliły tego ładnie uchwycić :( )
- Po nałożeniu na usta jest delikatny, nie wygląda nachalnie
Minusy:
- Trzeba nałożyć niewielką ilość, inaczej "wchodzi" we wszelkiego rodzaju załamania na ustach
Neutralne:
- cena - przekopałam internet i znalazłam, że kosztuje około 20 zł. To czy to drogo, czy tanio, ocenicie same.
;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz