niedziela, 18 sierpnia 2013

Recenzja, czyli bierzemy produkt pod lupę ;)

Czesc! Wybaczcie mi, że tak długo nie pisałam, ale byłam chora i cały czas mam praktycznie zajęty. Do szkoły wrócę bardziej zmęczona niż w roku szkolnym :D. Jakos niedługo postaram się opisac co jak gdzie i ogólnie spędzony czas. Dzisiaj byłam na zakupach .. ciuchowych ;) Udało się wyszukac resztki z wyprzedaży.. jakże trafione w mój gust! Jestem ogromnie zachwycona. Szkoda tylko, że nie udało się kupic mini biodermy za dychę .. innym razem :)
Przechodząc do tematu notki.. Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją produktu, który ostatnio u mnie zagościł i był juz pokazany w haulu kosmetycznym. Mowa tutaj o peelingu do ciała z Douglasa.
Zaczynajmy!
Samo opakowanie nie jest ani rewelacyjne, ani złe...



Ucieszyłam się, kiedy go kupowałam, ponieważ w Douglasie nie często można cos za dychę kupic. Postanowiłam wypróbowac..


Ładnie się prezentuje i to chyba tyle z plusów. Ogromne było moje rozczarowanie, gdy go otworzyłam. Po prostu .. śmierdzi domestosem, albo kostką do wc. Tak, wiem . brutalne, ale po co kłamac?


Konsystencja taka jak widac. Bardzo lejąca, przez co mało wydajny. Dodatkowo praktycznie nie ma żadnych właściwości złuszczających! Masakra!


Miałam nadzieję, że chociaż pienic się będzie. O czym ja mówie. Po usilnym wywołaniu piany kolor peelingu ledwie zmienił się na jaśniejszy.

Do tego oczywiście SLS w składzie na 3 miejscu i parabeny! Czemu w sklepie nie spojrzałam na skład :( 
Teraz służy mi jako żel pod prysznic. Mam nadzieję, że jakoś przeżyję ten zapach ...

Podsumowując: unikajcie wielkimi krokami!


Następna notka mam nadzieję, że jutro. Oczywiście haul ubraniowy ;) 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz